O stronie

Wpis 40

scr40

Wpis 40 – Burza

Nikt nie zmrużył oka ostatniej nocy. Nie mogłem ich winić, nawet ja spałem z jednym otwartym okiem. A w każdym razie, próbowałem. Pustynia jest pełna dźwięków i za każdym razem, gdy słyszeliśmy coś podejrzanego, czy to skrzeczenie myszy przechodzącej obok, czy szepty pustynnego wiatru, z którego Sahara jest dobrze znana, podskakiwaliśmy z pistoletami w rękach, gotowi uderzyć w niewidocznego wroga. Nawet w ciągu dnia, ludzie mieli wrażenie, że są obserwowani, niektórzy nawet widzieli cienie tańczące pomiędzy wydmami.

Nasze morale szybko spadło, zaliczyło taki poziom, że kilka osób zaczęło cały dzień pić. Spodziewałem się tego, że dodali coś do naszej wody, ale kilka łatwych do wykonania badań nie wykazało nic dziwnego, wszystko zaczęło się walić. Nawet Ferguson wydawała się wyjątkowo zaniepokojona i podejrzewałem, że gdyby nie Gail, byłbym w znacznie gorszym nastroju. Ona i Jim byli jedynymi z niewielu ludzi na tyle silnych, żeby nie tylko pozostać opanowanymi, ale i pomagać innym, dodając im otuchy i wspierając na wszystkie możliwe sposoby.

Nie wiedzieliśmy, że pomimo złego obrotu spraw, niebawem miało okazać się, że będzie jeszcze gorzej.

Zaczęło się po południu – Sirocco, zaczął dmuchać nam w oczy tumanami kurzu i piasku. A potem – prawdziwa burza piaskowa na horyzoncie. Nigdy nie widziałem tak szybko poruszającej się burzy. Było prawie jak w filmach – w jednej chwili wydawało się, że jest kilometry od nas, a w następnej zakrywaliśmy twarze czym się dało, uciekając w poszukiwaniu schronienia.

Burza szalała przez wiele godzin, a kiedy wiatr osłabł, był już prawie ranek. Tej nocy, straciliśmy siedem osób, którym nie udało się znaleźć schronienia wystarczająco szybko. Mnie, Gail i kilku innym udało się schronić w Pumie, ale reszta mocno oberwała. Około połowa naszego sprzętu została zakopana w piasku, w tym ciężarówki z paliwem. Komunikacja też wysiadła i nie mogliśmy dowiedzieć się, co było przyczyną. Mógł to być piasek, mógł być to ładunek elektrostatyczny wyemitowany przez burze. Cokolwiek to było, zniszczyło wrażliwy sprzęt i zostaliśmy z kilkoma ręcznymi GPS-ami, kilkoma komputerami w pojazdach i tyle. Kilka godzin później, po sprawdzeniu wszystkich uszkodzeń i strat, było jasne, że misja została zakończona. 

Być może sprawił to los, ale później tego samego dnia spotkaliśmy kolejną grupę nomadów. Prawie zaczęliśmy strzelać, gdy tylko się pojawili, ale może zwyczaje zrządzenie losu sprawiło, że nie zrobiliśmy tego. To nie byli ludzie, których szukaliśmy – zamiast koczowniczego plemienia Beduinów, natknęliśmy się na najemników z Czadu, eskortujących przez pustynie jakiegoś VIPa. Gdzie i dlaczego, nie chcieli tego zdradzić, ale zamiast gróźb, zaoferowali nam pomoc – za twardą gotówkę i trochę naszych zapasów, które do tej pory oszczędziliśmy. Potęga wszechmocnego dolara w akcji. Tak zaczęła się nasza powrotna przygoda do Algieru.

Wyżej

Dołącz do akcji