O stronie

Wpis 37

scr37

Wpis 37 – Kolejny głupi pomysł

O poranku, Ferguson powitała nas osobiście – z grymasem niezadowolenia na twarzy. Najwyraźniej, przeleciała całą drogę w nocy, tylko po to, żeby znaleźć się na statku pełnym najemników i marynarzy walczących z zabójczym kacem. Ja i Gail to nie wyjątki, jeżeli chodzi o personel, który wyrzucił z siebie trochę pary zeszłej nocy i z tego co słyszałem, cała akcja była dość głośna. Nie pamiętam zbyt wiele z tego wieczoru, ale Jim, który ma kajutę obok, uśmiechnął się do nas obojga i skinął głową. Niezręcznie jak cholera.

Ale nie tak niezręczne, jak wynik starcia grupy, która wdała się w bójkę z ekipą innych najemników i przegrała. Na szczęście, byli w na tyle dobrej formie, że zdążyli się stamtąd wynieść, zanim przyjechały gliny, w przeciwnym razie mielibyśmy poważny problem. Prawo nie jest tutaj łaskawe dla pijaków i dymiących chamów.

Ferguson nie była jednak oszołomiona zbyt długo i wzięła wszystkich w garść. Po kilku minutach jęków i szurania nogami, po których rozległy się odgłosy popijania herbaty (jeżeli kiedyś znajdziesz się na kacu, zrób sobie mocną ciemną herbatę i dodaj tak dużo cukru, aż przestanie się rozpuszczać), podczas których byliśmy zajęci układaniem planów podróży.

Zgodnie z rozpiską, najłatwiejsza droga (ta z faktyczną drogą) wydawała się prowadzić przez ogarniętą wojną Libie, aż do Kairu, a następnie na południe wzdłuż Nilu, czyli jakieś trzy tysiące mil. Nie cieszyłem się z tego, biorąc pod uwagę doświadczenia z Hiszpanii, gdzie wojna jest w pewnym sensie wygaszona, coś na zasadzie dawnej zimnej wojny (z pomniejszymi incydentami rozgrzewającymi atmosferę), konflikt w Libii jest w porównaniu z tym gorący jak piekielny ogień Inferno – regularne działania militarne na duża skalę, brak zapasów, brak żywności, oczywiście również o paliwie można zapomnieć – jedyne co do zaoferowania ma ten region, to pustynia chcąca pożerać niezliczoną ilość dusz. Brałem to pod uwagę, myśląc o różnych aspektach planu. Gail, już mniej, po prostu opierała się o mnie z zamkniętymi oczami – i tak było to dość dobrze widoczne, nawet Ferguson to zauważyła. W przeciwieństwie do Jima, jej wyraz twarzy był dziwny, trochę zdezorientowany? Nic jednak nie powiedziała.

Następnym punktem na naszej liście było zaopatrzenie. Po raz kolejny Ferguson okazała się cudotwórczynią, gdyż udało jej się – jak, dalej nie mogę tego pojąć – sprowadzić do nas wypełniony zaopatrzeniem po brzegi amerykański statek. Może to brzmi dziwnie, albo super-wygodnie, ale w rzeczywistości jest to część amerykańskiego systemu zaopatrzenia wojskowego. Każdego dnia w roku dziesiątki statków zaopatrzeniowych załadowanych wszystkim, co może być potrzebne do szybkiej operacji, przemierzają Atlantyk (Pacyfik również jeżeli kogoś to interesuje) jako część amerykańskiego systemu pozostawania w gotowości. W ten oto sposób, jeżeli coś się zepsuje. Ameryka może zareagować w mgnieniu oka. Żaden inny kraj nie ma takich możliwości. Kosztuje to co prawda fortunę, ale Wujek Sam może sobie na to pozwolić.

A my będziemy mieli zawartość jednego z takich statków dla siebie. Dodatkowe części do naszych Pum i tak dalej, przypominając, że operacja wchodzi w ostatnią fazę ze zniesionymi wszystkimi wcześniejszymi ograniczeniami budżetowymi. Może zasłużę sobie na jakąś premię, kupie ranczo i ustatkuje się…

Moje rozmyślania przerwał jednak mało dyskretny kaszel Ferguson, pora powrócić do zadania. Algierski pluton pancerny będzie eskortował nas do granicy z Libią. Po jej przekroczeniu postaramy się nie rzucać w oczy, bo nie możemy pozwolić sobie na angażowanie się w wiele potyczek. Znowu zamknąłem oczy. Dlaczego Libia…dlaczego? To piekło na ziemi, może nawet dosłownie. Dlaczego nie mogliśmy wyładować się w Kairze?

Odpowiedź na to pytanie była prostsza niż bym się spodziewał. Zapasy były dostępne tutaj, a nie tam. Koniec historii. Racja, podejrzewam, że to nie cała prawda (jak zwykle) ale trzeba brać co dają.

Wyżej

Dołącz do akcji