O stronie

Wpis 32

scr32

Wpis 32 – Gwardziści

Rozpoznanie okolicy i infiltracja przebiegły bardzo sprawnie. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, co tam zastaniemy. Gdybyśmy mogli to przewidzieć, przygotowalibyśmy się lepiej, ale nie było sposobu, aby to sprawdzić. Espinoza wyglądała uroczo w swoim „typowym turystycznym stroju”, skompletowanym z przypadkowych elementów ubrań członków całej załogi. Ja, z drugiej strony, wciąż wyglądałem jak wojskowy na wakacjach, a jedyną osobą, która naprawdę wtapiała się w tło, była panna Li w swojej sukience i z torbą na laptopa pod pachą. W plecaku mieliśmy tylko lekką broń, w tym dwie rozłożone snajperki, które były kluczem do wykonania naszego planu.

Włamanie i wejście do jednego z bocznych budynków Watykanu okazało się bardzo łatwe. Wraz z Espinozą zauważyliśmy, że może być to powiązane z tym, że nikt nie jest na tyle głupi, aby zadzierać z Gwardią Szwajcarską i musiałem przyznać, coś w tym było. Po zejściu na poddasze, ja i Espinoza zajęliśmy się ochroną, która stała przed budynkiem. Pomogły nam w tym właśnie skręcone do kupy karabiny snajperskie. Kiedy ładowałem swój pierwszy nabój, miałem szczerą nadzieje, że plan się powiedzie, bo jeśli nie, to wszyscy bylibyśmy martwi w mniej niż minutę, jako że strażnicy, których mieliśmy na celowniku byli zakuci w pancerze.

Pora podzielić się wiedzą, dlaczego nikt nie używa pancerzy wspomaganych poza Gwardią Szwajcarską. Składa się on z napędzanego elektrycznie egzoszkieletu oraz nałożonych na niego metalowych i ceramicznych powłok. Czyni go to niezwykle wytrzymałym – mówi się, że może wytrzymać bezpośrednie trafienia z ciężkiego karabinu maszynowego, coś czego nie potrafi żaden inny pancerz osobisty. Oczywiście zakuty w niego człowiek może zostać powalony, ale nie zabity. Na broń krótką, w tym standardowe karabinki szturmowe i wyborowe jest niemal całkowicie odporny bez skutków ubocznych.

Idąc dalej, mimo, że wygląda naprawdę niezgrabnie i nieporęcznie, sprawia, że noszący jest w rzeczywistości szybszy i co ważniejsze, silniejszy. Żołnierz noszący taką zbroje może biegać niczym zawodowy atleta i rozrywać ludzi gołymi rękami – bez większego trudu. Widziałem filmy, na których osobnicy noszący taką zbroję, są w stanie zatrzymać samochód w miejscu i wyrwać z niego silnik. Warto wspomnieć, że standardowy silnik waży około 200 funtów.

Są jednak powody, dlaczego ta technologia nie jest używana szeroko na całym świecie. Zaczynając od bajońskich sum, jakie trzeba wydać na takowy, ma poważną wadę użytkową. Gdy pancerz nie jest używany, bądź pełni rolę wartowniczą (idealne rozwiązanie dla Gwardii Szwajcarskiej), może pozostać podłączony do sieci elektrycznej, ale gdy tylko zostanie odłączony, wystarczy kilka minut, aby baterie się wyczerpały. Pomimo naszych najlepszych starań w rozwoju nowych rodzajów baterii, my (jako ludzkość) zderzyliśmy się ze ścianą narzuconą przez fizykę na początku XXI wieku. Gdyby dwaj szanowni włoscy uczeni z XVIII wieku, Alessandro Volta i Luigi Galvani przeskoczyli w czasie do czasów współczesnych, prawdopodobnie po kilku minutach wiedzieliby jak działają nowoczesne baterie – wszystko co w gruncie rzeczy zmieniło się od ich czasów, to rodzaje elektrolitu i materiały z jakich wykonujemy elektrody.

Broń, która to może działać tylko przez tak krótki czas jest skrajnie niepraktyczna poza jednym specyficznym środowiskiem – małym obszarem miejskim, który można przebyć w krótkim czasie i gdzie nie napotka na nic cięższego niż broń strzelecka piechoty. Zdjęcie takiego kombinezonu z dużej odległości przy użyciu broni przeciwpancernej jest prawdopodobnie dość łatwe, jednak walka w wąskim korytarzu nie jest czymś czego chcesz doświadczyć.

To i jeszcze więcej przeszło mi przez głowę, gdy ustawiałem celownik na jedyny gwarantujący penetrację i zabójstwo punkt pancerza – wizjer. Obok mnie, to samo zrobiła Espinoza. Tłumiki w które była wyposażona nasza broń wyciszały dźwięk na tyle, żeby nie obudzić połowy miasta i nie zdradzić naszej pozycji. Przy czym jednocześnie, musieliśmy być maksymalnie precyzyjni i wystrzelić w tym samym momencie, inaczej mielibyśmy na głowie walkę z jednym lub dwoma wściekłymi chodzącymi czołgami. Osobiście, lubię moje kończyny i to, że są na swoim miejscu.

“Trzy... dwa... jeden...” Odliczała Espinoza.

Pociągnąłem za spust.

Wyżej

Dołącz do akcji