O stronie

Wpis 47

scr47

Wpis 47 – Koszmary

Stawianie czoła okropnościom, których nie da się zrozumieć, powoduje dziwne reakcje umysłu. Zdarza się to ludziom, którzy widzieli zbyt dużo podczas bitwy, kiedy to wszyscy dookoła zostają rozerwani w drobny mak. Część mózgu odpowiedzialna za podejmowanie decyzji, odrywa się od wszystkich innych jego części, bagatelizując ostrzeżenia, robi wszystko aby przetrwać. Dlatego pewnie osoby takie, dostają „zastrzyk energii”, słysząc zupełnie normalny głośny hałas, są w stanie przedrzeć się przez rzekę krwi, flaków i swoich jęczących w agonii błagających przyjaciół, aby dotrzeć do bezpiecznej przystani, nawet gdy są ranni. To ostateczne zabezpieczenie, przed awarią umysłu, raz uruchomione, nigdy nie może zostać ponownie zapieczętowane i zapomniane.

Widząc piszczące robaki, zastanawiam się, czy już osiągnąłem ten stan, czy jeszcze nie. Z perspektywy czasu widać, że nie, ale było to surrealistycznie uczucie, jakbym widział siebie wydającego rozkaz oblania tego kopca paliwem i podpalenia go. Nawet teraz słyszę te piski, kiedy zamykam oczy.

Ale to wszystko nic, w porównaniu do tego, co czekało na nas niebawem.

Spakowanie gratów zajęło nam kilka godzin. Noc była spokojna, z wyjątkiem pustynnej suchej bryzy, ale z jakiegoś powodu wiele naszych urządzeń, głownie oczyszczaczy wody zostało zapchanych piaskiem, jakby przeszła nad nami burza piaskowa. Ale nie mieliśmy żadnego wytłumaczenia, co to spowodowało. W tym czasie plotki dotyczące tego co się wydarzyło, dotarło do każdego w naszej bandzie. Nie było zbyt wielu świadków tego co się stało, ale najemnicy lubią gadać, a wsiąknięcie jednej z naszych najlepszych drużyn (samo w sobie) nie było wydarzeniem, które mogło zostać zatuszowane.

Pośród szeregów naszych najemników, rozchodziła się teoria, że odpowiedzialni za to są lokalni rebelianci, a przechodząc się po obozie co jakiś czas, słyszałem niejedną obietnicę krwawej zemsty, gdybyśmy przypadkowo na nich wpadli. Gail i ja wiedzieliśmy lepiej co mogło to spowodować, ale myśleliśmy, że najgorsze jest już za nami. Dopóki nie wróciliśmy do naszego namiotu.

A tam na piasku siedział mężczyzna ze skrzyżowanymi nogami. Nie widzieliśmy jego twarzy, ale wydawał nam się zdecydowanie starszy od nas. Jego ręce, jedyne dobrze widoczne elementy jego ciała były zrogowaciałe i opalone przez gorące afrykańskie słońce. Ubrany był w dziwaczny strój, który trudno było opisać, gdyż jego brązowawy materiał spływał w dziwny, nienaturalny sposób. Żaden z żołnierzy w pobliży nie zwrócił na niego uwagi i wkrótce stało się jasne, dlaczego tak się stało. Kiedy razem z Gail zbliżyliśmy się z wymierzonymi w niego pistoletami, przekroczyliśmy…coś w rodzaju progu. Mężczyzna i jego otoczenie było zamknięte w bańce rzeczywistości, a to co działo się na zewnątrz było…wyciszone. Nawet teraz gdy mój umysł został już oczyszczony przez whisky, czułem się bardziej jakby to była wizja, halucynacja, ale nie coś należącego do naszego świata.

“Wygnany pachołek nadciąga,” oznajmił mężczyzna, jego głos był raczej normalny, może trochę szyderczy, ale jednocześnie przyjemny w odbiorze. Jego angielski był perfekcyjny i jedyne co zwróciło naszą uwagę to jego akcent. Mógłbym przysiąść, słyszałem go gdzieś wcześniej, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie konkretnie.

Nie byliśmy pewni, czego należy się spodziewać, ale to nie było to, więc nadal staliśmy tam celując prosto w jego głowę, jednocześnie bojąc się poruszyć, bo konsekwencje czegoś tak nagłego mogłyby tragiczne.

“Siadać,” oznajmił mężczyzna, ledwie wykonując ruch ręką, by wskazać miejsce przed sobą. „Rozmowa. O Wygnańcu”.

Ja i Gail spojrzeliśmy na siebie. Była przerażona, wszystko to przypominało tamtą noc w Arizonie, uświadomiłem to sobie teraz. Ale – zdałem sobie sprawę, że wreszcie może udać nam się uzyskać jakieś prawdziwe odpowiedzi. I tak oto zajęliśmy miejsca przed mężczyzną. Powoli i ostrożnie, jak to przystało na sytuacje w której się znaleźliśmy.

Nawet gdy siedzieliśmy z nim twarzą w twarz, jego twarz nie była widoczna. Wewnątrz stroju występował nienaturalny cień…czegoś, ale trudno było rozpoznać co to było, a ja nie zamierzałem podejmować żadnych głupich decyzji. Zamiast tego uznałem, że faktycznie nawiązanie rozmowy ze zjawą było najlepszym możliwym sposobem na wyście sytuacji w jednym kawałku, a nie jako plątanina robaków. Co na tym etapie podróży wydawało nam się bardzo realistycznym jej (i naszego życia) zakończeniem.

“Czym jest wygnany?” spróbowałem.

Mężczyzna lekko kiwnął głową, ale nic nie powiedział.

“Nie znamy żadnego wygnanego, my...” straciłem wątek na chwile, “nie zostaliśmy wygnani. Nie licząc pustyni... ale pozwól mi powiedzieć, że jesteśmy tu dla kasy, nie dla widoczków.”

Teraz nie jestem pewien, czy próbowałem zażartować. Być może był to kolejny mechanizm obronny mojej psychiki. Mężczyzna zdawał się wzdychać pod kapturem.

“A więc nie wiecie.”

Gail przytaknęła, uważnie obserwując czy nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów.

“Tak. To prawda, nie ważne kim jesteś, tracisz tutaj swój czas.”

Mężczyzna znowu poruszył głową.

“Czas…co to jest, nadal się nad tym zastanawiam...”

To zbiło mnie trochę z tropu i nie zareagowałem w żaden sposób. Gail jednak postanowiła ciągnąć dalej.

“Kim jesteś?”

Na chwilę mężczyzna opuścił swoją głowę i wyglądał, jakby rozważał odpowiedź na pytanie. Po raz pierwszy miał chwilę z wyrażeniem tego co chciał przekazać.

“Zwyczajnym podróżnikiem, oto czym...” przerwał na chwilę, “jestem? Tak. Tym właśnie jestem.”

“Drogi panie,” Gail kontynuowała powoli i z ostrożnością, “jesteśmy najemnikami, naszym celem jest odkrycie przyczyny dziwnych skoków energii. Samuel i ja. To jest właśnie to co robimy. Walczymy dla pieniędzy.”

To przykuło jego uwagę. Pustynny upiór – bo tym właśnie dla mnie był – odwrócił gwałtownie głowę w kierunku Gail. 

“Dobrze. Teraz rozumiem. On chciał przejść i on potrzebuje cię.”

Nie podobał mi się wigor w głosie, który nagle zaczął być wyraźnie słyszalny w głosie upiora.

Następnie wydarzyło się kilka tak szybkich rzeczy, że to co zapamiętałem nie jest idealne. Upiór nagle eksplodował w trakcie ruchu, złapał za ramię Gail i niemalże syczał jej do ucha.

“Wygnany musi nadejść. Tak zostało postanowione.”

Źrenice Gail zrobiły się szerokie. Wydała z siebie mrożący krew w żyłach, bolesny krzyk…i było już po sprawie.

Siedziałem sam przed namiotem, a świat wokół mnie wrócił do normalności. Przemieszczające się załogi, rozkładające siatki maskujące i namioty, zapach przepalonej benzyny i śniadań, które zabiją cię na starość.

Wszystko to, a ja w głębi serca wiedziałem, że już nic nie bezdnie takie samo.

Wyżej

Dołącz do akcji